Wypędzona
Miałam jeszcze wtedy lat bardzo mało,
Ale w moim mózgu wiele się zakodowało.
Były to bowiem straszne wydarzenia
I są one dla mnie – do niezapomnienia.
Słyszę do dziś samoloty niemieckie,
Spuszczające opodal, bomby zdradzieckie.
To lotnisko polskie bombardowane było
I z miejsca zamieszkania uciekać przychodziło.
Mama z pieca bochen chleba wyciągała I
tylko ten chleb – uciekając zabrała.
Uciekaliśmy tam gdzie bomby nie dosięgały,
Ale strach był wcale, wcale niemały.
Noc zimną, spędziłam siedząc w słomie na dworze
I myślałam – Boże kto nam dopomoże ?
Gdy wystrzałów słychać już nie było,
Wracać do domu było bardzo miło.
Radość ta jednak, długo nie potrwała,
Gdyż na niebie pojawiła się samolotów nawała.
Trzeba znów uciekać było, w krzaki na łąkę,
A z domem wziąć bolesną rozłąkę.
Rozłąka z wszystkim, niebawem była okrutna,
Gdy rankiem zjawiła się żandarmeria butna.
Z łóżek musieliśmy szybko wyskakiwać
I w tym co zdążyliśmy ubrać/trzeba było bywać.
Zapytajmy – nie fałszując historii słowa żadnego,
Kogo wypędzono z domu, z domu własnego?
Panią Erikę Steinbach wygłaszającą „kazania”,
Czy małą Stasię, która nie zjadła śniadania?